W lipcu mój mąż spełnił nasze małe marzenie. Od kiedy przeprowadziliśmy się do starego domu na wsi, zapragnęliśmy mieć kilka własnych kurek. Przyszło lato a wraz z nim idealny czas, by zająć się budową kurnika.
Mój mąż (jak to on) naoglądał się mnóstwa filmików, naczytał artykułów na temat hodowli kur domowych, budowy kurnika, wytycznych, itd. Zbudował ocieplany kurnik oraz wybieg. Nadszedł ten dzień, kiedy kupiliśmy pierwsze trzy kurki. Kasia, Masia i Basia – bo takie są ich imiona – oczarowały nas od pierwszych chwil. Parę dni później dołączyły do nich Zosia, Gosia i Tosia. Nasza urocza szóstka stała się tematem do rozmów podczas każdego spotkania ze znajomymi o rodziną. Prawdziwe gwiazdy!
Sama nie wiem, kto bardziej cieszy się na widok naszych kur – czy nasi mali chłopcy, czy my (rodzice). Naprawdę, oszaleliśmy na ich punkcie. Wypuszczamy je na łąkę w sadzie przy domu, dzieci nawet czasem je głaszczą i próbują złapać. A na pewno idealnie idzie im zaganianie do kurnika! Ile radości! A jajka – chyba nie muszę opisywać. Szczęśliwe kury obdarowują nas co dzień zdrowymi, pysznymi jajkami.
W końcu nadszedł czas, by kury zawładnęły moją pracownią. Pierwsze powstały takie grafiki na ścianę. Mają już właścicieli, jeszcze bardziej zakręconych na punkcie kur niż my.
Kolejna pojawiła się akwarelowa kura domowa – o niej będzie w najbliższych postach. A jeszcze później powstał projekt kurzych tamborków i wiejskich klimatów w haftach. Ale o tym już kiedy indziej…